Kilka słów: Wszystko ładnie, pięknie tylko nie jestem pewna czy można to nazwać promptem. Może uznajmy to za coś aka wyjaśnienie tej całej historii ;). Chciałam napisać to inaczej ale napisałam jeszcze inaczej. Nie mniej jednak jestem zadowolona z tego tekstu. Dedykuję to Karolinie <3. Miłego czytana ♥ !
Ostrzeżenia:-----
Wszystko zawarte tu jest wyłącznie moim wymysłem i fikcją literacką.
~~~~~~~~~
Siedziałem na moście, machając nogami. Kiedy zrezygnowałem z Jodie, tym samym zrezygnowałem z Zayna i Harry'ego. Niby ktoś taki jak ja nie powinien mieć uczuć, a jednak. Wpatrywałem się w taflę wody. Sam już nie wiem czym byłem. Niby umarłem ale ciągle żyłem. Przejechałem ręką po włosach. Miałem kły, a moje oczy czasem zmieniały kolor z niebieskiego na czerwony jak u wampira. Potrafiłem wejść w czyjąś duszę jak demon. Czy jestem wampirzym demonem? A może demonicznym wampirem? Chciałbym kiedyś poznać odpowiedź na wiele nurtujących mnie pytań. Może zacznę moją historię od początku.
Otóż urodziłem się w 1855r. w malutkiej wiosce. Byłem jak każdy normalny chłopiec. Grałem w piłkę, pomagałem ojcu i matce. Gdy skończyłem 7 lat posłano mnie do szkoły. Poznałem tam wiele osób jednak miałem swoją "paczkę". Ja, Niall i Liam byliśmy nierozłączni. Tam gdzie jeden, tam pozostała dwójka. Nie uczyłem się najlepiej ale też nie najgorzej. Byłem przeciętny. Gdy nadeszły moje 12 urodziny moi rodzice przeprowadzili ze mną bardzo ważną rozmowę. Będę ją chyba pamiętał do końca świata.
-Louis, musimy porozmawiać.
-O czym tato?
-Nie jesteś naszym synem.
-Ale jak kto?
-Znaleźliśmy cię nieopodal rzeki. Byłeś niemowlakiem.
Te dwa zdania odmieniły moje życie. Uciekłem następnego dnia z domu i szedłem wzdłuż rzeki. Sam już nie wiem na co liczyłem i czego oczekiwałem. W końcu po kilku dniach wędrówki, trafiłem na inną wioskę. Pamiętam jak się cieszyłem. Niestety moje szczęście nie trwało długo. Wioska była cała spalona. Rozczarowany krążyłem po świecie. Nie miałem ochoty wracać do tych obcych ludzi, których nazywałem rodziną.Włóczyłem się, sam nie wiedząc czego chcę i czego szukam. Zatrzymywałem się w karczmach i tym podobnych miejscach. Do dziś będę pamiętać jak zatrzymałem się w karczmie "Pod Trzema Kaczorami". Byłem cały zmarznięty. Zwykle nikt nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi ale tam było inaczej. Natychmiast otoczyło mnie kilka kobiet i opatuliło ciepłymi kocami. "Jesteś bardzo młody" - powtarzała w kółko jedna z nich. Byłem zdziwiony, że byłem jedynym gościem tam. Dano mi niewielki ale ładny pokoik na poddaszu. Przyszła do mnie piękna brunetka, przynosząc mi ciepłą herbatę. Gdybym tylko wiedział co tam się praktykuje. Niestety skąd mogłem wiedzieć, że to były wiedźmy.
-Wszystko dobrze? - usłyszałem za sobą.
Odwróciłem się zdziwiony. Kto przerwał mi rozmyślanie? Przede mną stała wysoka, szczupła blondynka ścięta "na chłopaka".
-Mówiłaś do mnie?
-A widzisz tu kogoś innego? - uśmiechnęła się i podała mi rękę. - Jestem Miley.
-Louis.
Sam nie wiem co mną kierowało ale ufałem tej dziewczynie.
-Tak. - westchnąłem ciężko.
Opowiedziałem dziewczynie całą moją historię niczego nie pomijając.
-Ale co to ma do Jodie?
O Jodie, Zaynie, Harry'm i Perrie również jej powiedziałem. W jakiś sposób pokochałem pannę Marshall ale jak to mówi przysłowie "docenisz to jak to stracisz".
-Nie rozumiem. - zmarszczyłem brwi.
-Rzuciłeś Jodie jak największy cham ale dlaczego?
-Zacząłem coś do niej czuć.
-To dobrze! - wykrzyknęła.
-Ale ona nie może żyć ze mną.
-Louis, to że jesteś tym czymś. - skrzywiła się lekko. - To nie znaczy, że nie możesz się zakochać.
-Louis? - dziewczyna stała w progu i zasłoniła usta dłonią.
-Możemy porozmawiać? - zapytałem, uśmiechając się lekko.
-Ale po co? Sam powiedziałeś, że mnie nie kochasz, że dla ciebie jestem nikim. Miałam cię nigdy nie zobaczyć.
-Sprawy się trochę pokomplikowały.
-Louis ja nadal cię kocham ale nie jestem wystarczająco silna by poradzić sobie z tym wszystkim. - jej oczy zaszkliły się. - Nie poradzę sobie. Zwyzywaj mnie teraz póki jeszcze nie jestem na skraju załamania. - z jej oczu popłynęło kilka łez.
-Nie chcę cię zwyzywać. - odparłem natychmiast i kciukiem wytarłem kilka łez. - Daj mi 15 minut.
-Zgoda.
Jodie siedziała obok mnie z szeroko otwartymi oczyma. Kubek, który trzymała w rękach niebezpiecznie dygotał.
-Louis. - zaczęła.
-Rozumiem, jestem pojebem już wychodzę.- wstałem ale dziewczyna mocno złapała mnie za nadgarstek.
Odłożyła naczynie i przytuliła się do mnie.
-Kocham cię mimo wszystko. - szepnęła, patrząc głęboko w moje oczy.
Nie odpowiedziałem tylko namiętnie ją pocałowałem. Całowałem ją tak jakby jutro miało nie nastać.
Otóż urodziłem się w 1855r. w malutkiej wiosce. Byłem jak każdy normalny chłopiec. Grałem w piłkę, pomagałem ojcu i matce. Gdy skończyłem 7 lat posłano mnie do szkoły. Poznałem tam wiele osób jednak miałem swoją "paczkę". Ja, Niall i Liam byliśmy nierozłączni. Tam gdzie jeden, tam pozostała dwójka. Nie uczyłem się najlepiej ale też nie najgorzej. Byłem przeciętny. Gdy nadeszły moje 12 urodziny moi rodzice przeprowadzili ze mną bardzo ważną rozmowę. Będę ją chyba pamiętał do końca świata.
-Louis, musimy porozmawiać.
-O czym tato?
-Nie jesteś naszym synem.
-Ale jak kto?
-Znaleźliśmy cię nieopodal rzeki. Byłeś niemowlakiem.
Te dwa zdania odmieniły moje życie. Uciekłem następnego dnia z domu i szedłem wzdłuż rzeki. Sam już nie wiem na co liczyłem i czego oczekiwałem. W końcu po kilku dniach wędrówki, trafiłem na inną wioskę. Pamiętam jak się cieszyłem. Niestety moje szczęście nie trwało długo. Wioska była cała spalona. Rozczarowany krążyłem po świecie. Nie miałem ochoty wracać do tych obcych ludzi, których nazywałem rodziną.Włóczyłem się, sam nie wiedząc czego chcę i czego szukam. Zatrzymywałem się w karczmach i tym podobnych miejscach. Do dziś będę pamiętać jak zatrzymałem się w karczmie "Pod Trzema Kaczorami". Byłem cały zmarznięty. Zwykle nikt nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi ale tam było inaczej. Natychmiast otoczyło mnie kilka kobiet i opatuliło ciepłymi kocami. "Jesteś bardzo młody" - powtarzała w kółko jedna z nich. Byłem zdziwiony, że byłem jedynym gościem tam. Dano mi niewielki ale ładny pokoik na poddaszu. Przyszła do mnie piękna brunetka, przynosząc mi ciepłą herbatę. Gdybym tylko wiedział co tam się praktykuje. Niestety skąd mogłem wiedzieć, że to były wiedźmy.
-Wszystko dobrze? - usłyszałem za sobą.
Odwróciłem się zdziwiony. Kto przerwał mi rozmyślanie? Przede mną stała wysoka, szczupła blondynka ścięta "na chłopaka".
-Mówiłaś do mnie?
-A widzisz tu kogoś innego? - uśmiechnęła się i podała mi rękę. - Jestem Miley.
-Louis.
Sam nie wiem co mną kierowało ale ufałem tej dziewczynie.
~~~~~~~~~
-Więc to były wiedźmy? - zapytała Miley.-Tak. - westchnąłem ciężko.
Opowiedziałem dziewczynie całą moją historię niczego nie pomijając.
-Ale co to ma do Jodie?
O Jodie, Zaynie, Harry'm i Perrie również jej powiedziałem. W jakiś sposób pokochałem pannę Marshall ale jak to mówi przysłowie "docenisz to jak to stracisz".
-Nie rozumiem. - zmarszczyłem brwi.
-Rzuciłeś Jodie jak największy cham ale dlaczego?
-Zacząłem coś do niej czuć.
-To dobrze! - wykrzyknęła.
-Ale ona nie może żyć ze mną.
-Louis, to że jesteś tym czymś. - skrzywiła się lekko. - To nie znaczy, że nie możesz się zakochać.
~~~~~~~~~
Do czego to wszystko mnie doprowadziło. Stałem przed domem Jodie i pukałem zawzięcie w drzwi.-Louis? - dziewczyna stała w progu i zasłoniła usta dłonią.
-Możemy porozmawiać? - zapytałem, uśmiechając się lekko.
-Ale po co? Sam powiedziałeś, że mnie nie kochasz, że dla ciebie jestem nikim. Miałam cię nigdy nie zobaczyć.
-Sprawy się trochę pokomplikowały.
-Louis ja nadal cię kocham ale nie jestem wystarczająco silna by poradzić sobie z tym wszystkim. - jej oczy zaszkliły się. - Nie poradzę sobie. Zwyzywaj mnie teraz póki jeszcze nie jestem na skraju załamania. - z jej oczu popłynęło kilka łez.
-Nie chcę cię zwyzywać. - odparłem natychmiast i kciukiem wytarłem kilka łez. - Daj mi 15 minut.
-Zgoda.
~~~~~~~~~
-I tak wygląda moja historia. - powiedziałem, przyglądając się swoim dłoniom.Jodie siedziała obok mnie z szeroko otwartymi oczyma. Kubek, który trzymała w rękach niebezpiecznie dygotał.
-Louis. - zaczęła.
-Rozumiem, jestem pojebem już wychodzę.- wstałem ale dziewczyna mocno złapała mnie za nadgarstek.
Odłożyła naczynie i przytuliła się do mnie.
-Kocham cię mimo wszystko. - szepnęła, patrząc głęboko w moje oczy.
Nie odpowiedziałem tylko namiętnie ją pocałowałem. Całowałem ją tak jakby jutro miało nie nastać.
Cudowna ta 2 część!!
OdpowiedzUsuńWiedziałam że Lou to jakiś wampir lub wampiro podobny :)
Świetnie że Louis i Jodie wrócili do siebie bo to była a właściwie jest piękna para <3
To jest takie piękne, wspaniałe...
OdpowiedzUsuńNaprawdę czytając to się popłakałam.
Żaden shot (no może poza twoimi) nie złapał mnie tak za serce jak ten.
Cieszę się naprawdę, iż sprawy się tak potoczyły.
Do następnego kochana! <3