sobota, 17 października 2015

Walka

Tytuł: Walka
Kilka słów: Okej, nie wiem co to jest. Naprawdę. Wszystko za sprawą tej piosenki (https://www.youtube.com/watch?v=p1ShrfQaT1Y), którą swoją drogą musisz sobie włączyć, bo to ona dała klimat całemu shotowi ;)
I przepraszam, że nie jest słodko ale jakoś nie mogłam się przemóc xD
Wyszło mi tylko to, mi ogólnie się podobało choć nijak nie miałam pomysłu na zakończenie. 
Btw, mamy do czynienia z magią oraz elfami i innymi dziwnymi stworami. Mam nadzieję, że nie jest tak źle ;)
Połączenie: Luna | Damon
Ostrzeżenia: śmierć
Wszystko zawarte tu jest wyłącznie moim wymysłem i fikcją literacką.
~~~~~~~~
Biegnę przed siebie. Słyszę huk tuż za mną. Mimo wszystko nie przestaję, biec. Czuję, że zagrożenie jest blisko. Już z daleka widzę moją chatkę, więc przyspieszam. Wbiegam do niej z prędkością światła. I już wiem, że coś jest nie tak. Ty stoisz na schodach, oparty o balustradę. 
-Gdzie byłaś? - pytasz spokojnie. 
Wymownie patrzę na swoją brązową, zamszową torebkę z frędzlami. 
-Nigdzie - odpowiadam. 
Poprawiasz się na swoim miejscu. Nie wierzysz mi. Wiem to. Powolnym krokiem schodzisz ze schodów i podchodzisz do mnie. Im bliżej jesteś, tym bardziej się denerwuje. Twój wzrok również, ląduje na mojej torebce. Szybkim ruchem zrywasz ją z mojego ramienia. Sprawdzasz zawartość. Wysypujesz wszystkie kamienie i słoiki na podłogę. Cichutko modlę się by nic się nie potłukło. 
-Co to jest? 
Kolejne pytanie pada z Twoich ust. Kocham Cię ale w takich momentach jak ten, czuję się jak więzień. 
-Nie powinieneś się tym interesować. 
Śmiejesz się nerwowo. 
-W tej chwili masz to wynieść z domu, Luna. 
Czuję twoje zdenerwowanie. Obydwoje wiemy, co chciałam z tym zrobić. 
-Chcę walczyć. Nie oddam tej krainy bez walki. 
-Nie pozwalam Ci. 
Łapiesz mnie mocno za ramię. Boisz się, że mnie stracisz, że polegnę w walce. 
-Damon, jeśli my jej nie obronimy to kto?
Starałam się Ciebie przekonywać już wcześniej, ale próbuję jeszcze raz. 
-Wynieś to z domu - syczysz w moim kierunku. 
Mierzysz mnie wzrokiem, prychasz, po czym odchodzisz na górę. 
~~~~~~~~~
Biorę wszystkie kamienie i układam w odpowiedni wzór. Ty stoisz koło mnie. Nie chcesz bym to robiła, ale nie pozwolisz mi robić tego w pojedynkę. Martwisz się o mnie. Czuję to. 
-Topazy tu, szafiry tu, topazy tu, rubiny tu... - szepczę do siebie. 
Przyglądasz się temu z zafascynowaniem. Kiedy mój wzór z kamieni szlachetnych jest już gotowy, wysypuję trochę pyłku ze słoiczka na środek. Proszę Cię o podanie mi księgi. Bez słowa spełniasz moją prośbę. Otwieram książkę na odpowiedniej stronie. Zaczynam szeptać zaklęcia w prastarym elfickim języku - kjuto. Słyszę grzmot. Dokładnie tak jak powinno być. Nagle ty zaczynasz wymawiać zaklęcie razem ze mną. Pewno chcesz mi pomóc. Jednak nie wiesz, że to działa dokładnie odwrotnie. Szybkim ruchem zatrzaskuję książkę w złości i spoglądam na Ciebie. Jesteś zdziwiony moim posunięciem. Mrugasz kilka razy i starasz się doszukać odpowiedzi na moje zachowanie w moich oczach, 
-Wszystko popsułeś - syczę w twoją stronę. 
Nic nie mówisz. Czujesz się winny i bardzo dobrze. 
-Teraz trzeba będzie wszystko zacząć od nowa - powiadamiam Cię. 
Przytakujesz smutno. 
~~~~~~~~~
Siedzę w naszym ogrodzie i karmię homery. Są to dziwne istoty. Wielkości konia jednak składają się z kości, tylko i wyłącznie. Uwielbiają mięso, zwłaszcza innych homerów, nie znoszą niczego innego. Od kiedy nowa królowa zasiadła na tronie naszej krainy, homery są masowo wyganiane z ich naturalnych środowisk. Kilka z nich udomowiło się w naszej chatce. Za mną jet Damon. Myśli, że nie wiem o jego obecności. Odwracam się powoli. Rzucam uśmiech w jego kierunku, który on odwzajemnia. Jest to jeden z nielicznych radosnych momentów. Od kiedy mamy nową królową wszystko zmienia się na gorsze. Ona chcę żeby w tej krainie byli sami ludzie. Zero mieszańców, zero ludów elfickich. Ja jestem mieszańcem, Damon człowiekiem. Prędzej czy później rządząca się za mnie weźmie. Na razie nie wolno mi opuszczać domu. Jeśli ktoś się dowie, będzie po mnie. Jestem tak bardzo zamyślona, że nawet nie zauważam kiedy do mnie podchodzisz. Przytulasz się do mnie delikatnie, a ja przyciągam Cię bardziej. Całuję Cię namiętnie. Opadasz razem ze mną na trawę. Śmiejemy się. 
-Kocham Cię, Luna - szepczesz mi do ucha. 
Wtem nad naszymi głowami rozlega się grzmot, a niebo staję się szare. To nie wróży nic dobrego. 
~~~~~~~~~
Biorę łuk i kilka strzał, przygotowanych specjalnie na tą okazję. Przed chwilą dało się słyszeć róg. Znak do walki. Schodzę po cichutko po schodach. Jestem pewna, że śpisz. Nagle wpadam na coś, zataczam się i upadam z wielkim hukiem. Dopiero kiedy podnoszę wzrok widzę Ciebie. 
-Co ty tu robisz? - pytam zestresowana. 
Wiem, że będziesz chciał mnie powstrzymać. Przygryzasz dolną wargę, potem oblizujesz usta. To jest cholernie gorące, ale nie mam czasu na takie rzeczy. Pospieszam Cię. 
-Idę z Tobą - oświadczasz - Nie pozwolę Ci walczyć samej. 
Czuję się dumna z siebie. Jednak udało mi się Ciebie przekonać. Łapię Cię za rękę i biegniemy na plac główny gdzie ma odbyć się starcie. 
Gdy wreszcie docieramy na miejsce, nasi są stratni. Nie mamy dobrze rozbudowanej broni, brak nam synchronizacji. Wyglądamy wręcz komicznie. 
-Zabezpieczaj tyły! - krzyczę. 
Wbiegam w chmurę dymu i kurzu. Wyciągam łuk. Strzelam do ledwo widocznych postaci. Wtedy słyszę Twój krzyk. Odwracam się. Ostatnie co pamiętam to przerażenie na Twojej twarzy i Twoją próbę złapania mnie. Strzałą wroga przebiła mi serce.