Kilka słów: Nie wiem czy dokładnie o to ci chodziło ale mam nadzieję, że ci się spodoba. To już ostatnia część Zaroliny :(.
Połączenie: Karolina | Zayn
Ostrzeżenia: -----
Wszystko zawarte tu jest wyłącznie moim wymysłem i fikcją literacką.
~~~~~~~~~
Opatuliłem Sarah szalikiem i pomogłem ubrać jej kurtkę. W tym roku mieliśmy wyjątkowo srogą zimę. Posmarowałem jej buźkę kremem i wyszliśmy z domu. Zjechaliśmy na parking i wsiedliśmy do samochodu. Upewniłem się, że mała jej dobrze zapięta i ruszyliśmy. Nie lubiłem zimy. Ulice były śliskie i nie trudno było o wypadek. Zawiozłem moją córkę do przedszkola i pojechałem do salonu tatuaży, w którym pracuję.
-Tak Zayn, poradzę sobie. - odpowiedziała Karolina.
Rozumiałem, że dopiero co zrobiła prawo jazdy i chciała wypróbować swoje umiejętności ale nie byłem przekonany do tego pomysłu.
-Skoro tak bardzo chcesz.
-Kocham cię Zayne. Buziaczki! - rozłączyła się.
Przejechałem dłonią po włosach.
-Tatusiu zobacz co narysowałam! - krzyknęła Sarah, machając mi kartką przed oczyma.
Z uśmiechem na ustach wziąłem jej rysunek w dłonie. Przedstawiał trzy patykowate ludki. Ludek po lewej stronie był najwyższy i miał czarne włosy. Ludek po prawej stronie był trochę niższy od poprzedniego i miał długie, brązowe włosy. Ludek po środku był najniższy i miał dwa warkocze.
-To jesteś ty tato. - wskazała na najwyższego. - To jest mama. - wskazała na tego po prawej stronie. - A to ja!. - pisnęła, wskazując na tego pośrodku.
-Mama na pewno się ucieszy jak to zobaczy. - posłałem w stronę mojej córki uśmiech i odłożyłem obrazek na bok.
-Tatusiu poczytasz mi na dobranoc? - zapytała się mnie córka.
-Jasne. - wstałem z kanapy i wziąłem ją na ręce.
Zaniosłem ją do pokoju by mogła wybrać sobie książkę. Mała podała mi "Śpiącą Królewnę". Położyłem ją do łóżka, a sam przysiadłem na bujanym fotelu.
-Za siedmioma górami, za siedmioma lasami leżało zamożne królestwo.
Sarah już zasnęła więc na paluszkach podszedłem do regału i odłożyłem książkę. Nim wyszedłem pocałowałem małą w czoło. Zszedłem na dół i włączyłem sobie telewizję. Potrzebowałem czymś zająć myśli.
-Halo? - powiedziałem zaspany.
-Zayn zdarzył się okropny wypadek! Musisz natychmiast przyjechać do szpitala! - płakała Perrie.
Natychmiast się rozbudziłem.
-Zaraz będą. - rozłączyłem się.
Pobiegłem na górę i przebrałem się jak najszybciej.
-Tatusiu co ty robisz? - spytała mnie Sarah, która właśnie wkroczyła do pokoju.
Cholera pewno ją obudziłem jak trzasnąłem szufladą.
-Muszę pojechać na chwilkę do szpitala. Załóż jakąś bluzę i pójdziesz na chwilkę do wujków z trzeciego piętra dobrze?
-Dobrze! - wykrzyknęła uradowana i szybciutko spełniła moje polecenie.
Po chwili pędziłem schodami z córkę na rękach na trzecie piętro. Gdy stałem pod dębowymi drzwiami pukałem zawzięcie, co chwilę poprawiając bluzę małej.
-W czym mogę panu pomóc? - zapytała dziewczyna, która mi otworzyła.
Miała długie, brązowe włosy i była bardzo szczupła.
-Eleanor kto przyszedł? - usłyszeliśmy i po chwili Louis stał obok dziewczyny.
-Cześć Lou. Zajmiesz się na chwilkę Sarah?
-Nie ma sprawy. - uśmiechnął się i wziął ode mnie dziewczynkę.
Podziękowałem i pobiegłem do samochodu.
-Zayn ja przepraszam. - płakała na moim ramieniu.
-Ale za co?
-Bo Karolina chciała poćwiczyć i ja pojechałam z nią. - chlipała. - Było późno, a ona dalej chciała ćwiczyć i ja głupia się zgodziłam. Dobrze jej szło ale wybiegła sarenka na ulicę i się wystraszyłyśmy i uderzyłyśmy o drzewo.
-Czekaj my?
-Tak ja i Karolina. ja mam kilka siniaków i zadrapań, a Karolina jest w śpiączce.
-Pezz to nie twoja wina. Nie wiedziałaś jak to się potoczy. - zacząłem pocieszać blondynkę.
Gdy Pers się trochę uspokoiła usiedliśmy na krześle w poczekalni.
-Pan Malik? - zwrócił się do mnie jeden z lekarzy.
-Tak to ja.
-Zapraszam do gabinetu.
Przez te wszystkie lata, w których działo się tyle zła wiedziałem, że "zapraszam do gabinetu" nie oznacza nic dobrego.
-Wiesz Sarah, że mamusia jest teraz w bardzo ciężkim stanie i nie może tak po prostu do nas wrócić.
-Ale ja już chcę ją przytulić.
-Ja też ale na razie musimy być silni i poradzić sobie we dwójkę.
-Tatusiu?
-Tak?
-Mama dalej mnie kocha prawda? - zapytała takim cienkim głosikiem.
-Tak złotko. - przyciągnąłem dziewczynkę do mocnego uścisku i pocałowałem w czubek głowy.
-Wszystko? - rozległo się echo w mojej sypialni.
Przestraszyłem się. Co to miało znaczyć? Chciałem wybiec na korytarz ale przeszkodził mi w tym ogień, które nagle się przy niech znalazł. Z płomieni zaczął wyłaniać się mężczyzna. Wyglądał na czterdziestolatka. Miał szare włosy zaczesane do tyłu i ledwo widoczny zarost. Ubrany był w czarny, dopasowany garnitur.
-Kim jesteś? - zapytałem będąc w szoku.
-Ale ze mnie gapa! - zaśmiał się. - Zapomniałem się przedstawić. Jestem Lucyferem. - wyciągnął w moim kierunku dłoń.
Niepewnie ją ująłem ale natychmiast odskoczyłem. Była gorąca. Lucyfer jedynie się zaśmiał i zmierzył mnie wzrokiem.
-A więc zrobisz wszystko byleby twoja dziewczyna znów tu była? - upewnił się.
-Tak.
-To w takim razie mam dla ciebie ofertę nie do odrzucenia. - uśmiechnął się i wyciągnął jakiś pergamin z wewnętrznej kieszeni marynarki.
Rozwinął pergamin i uśmiechnął się szerzej.
-Uratuję twoją dziewczynę o ile sprzedasz mi swoją duszę. - rzekł.
Nie byłem przekonany co to tego pomysłu ale dla Karoliny zrobię wszystko. Sięgnąłem po długopis i złożyłem podpis na samym dole pergaminu.
-Bardzo ładnie. - odparł Lucyfer i zwinął pergamin. - Do zobaczenia wkrótce Zayn. - puścił mi oczko i po chwili zniknął. Razem z nim zniknęły także płomienie.
-Tatusiu z kim rozmawiałeś? - zapytała mnie Sarah, która weszła do pokoju.
-Z nikim kochanie.
-A czy Sarah może zobaczyć mamę? Bardzo się za nią stęskniła.
-Oczywiście.
Złapałem małą za rękę i wszedłem do sali, w której leżała Karolina.
-Mamusia! - krzyknęła dziewczynka i pobiegła się przytulić.
-Cześć skarbie. - uśmiechnęła się do niej dziewczyna. - Dobrze ci było z tatą?
-Tak ale stęskniłam się za tobą.
Przez cały czas Karolina unikała mojego wzroku.
-Stało się coś? - zapytałem.
-Zayn ja cię przepraszam ale wtedy miałeś rację. Nie powinnam tego robić. - szepnęła.
-Nie jestem zły. W końcu skąd mogłaś wiedzieć, że tak się to potoczy. - cmoknąłem ją w usta.
-Ty jesteś tym kto sprzedał duszę diabłu? - zapytał.
-Tak to ja.
-Nie musisz się mnie obawiać. Jestem aniołem. Bóg był bardzo zadowolony z twojej postawy. Pokazałeś, że miłość jest dla ciebie najważniejsza. W ramach podziękować chcieliśmy ci coś ofiarować. - powiedział i podał mi malutkie pudełeczko.
Niepewnie je otworzyłem. W środku znajdował się naszyjnik z napisem "Carpe Diem".
-Aniele co ma oznaczać ten prezent?
-Daj ten naszyjnik swojej córce. - nakazał i zniknął.
Później wszystko działo się bardzo szybko. Każdy składał nam życzenia, pojechaliśmy do wynajętego hotelu i tańczyliśmy całą noc. Była już pierwsza gdy usiadłem by na chwilę odpocząć. Zaraz przybiegła do mnie Sarah i wskoczyła na moje kolana.
-Tatusiu co oznacza ten naszyjnik? - spytała mnie mała, trzymając w rączkach srebrny napis.
-Carpe diem oznacza chwytaj dzień.
-A skąd go masz tatusiu?
-To długa historia. Ktoś tam na górze chciał byś nosiła go po wsze czasy. - przytuliłem moją córkę mocno do siebie.
~~~~~~~~~
-Ale jesteś pewna? - zapytałem znów.-Tak Zayn, poradzę sobie. - odpowiedziała Karolina.
Rozumiałem, że dopiero co zrobiła prawo jazdy i chciała wypróbować swoje umiejętności ale nie byłem przekonany do tego pomysłu.
-Skoro tak bardzo chcesz.
-Kocham cię Zayne. Buziaczki! - rozłączyła się.
Przejechałem dłonią po włosach.
-Tatusiu zobacz co narysowałam! - krzyknęła Sarah, machając mi kartką przed oczyma.
Z uśmiechem na ustach wziąłem jej rysunek w dłonie. Przedstawiał trzy patykowate ludki. Ludek po lewej stronie był najwyższy i miał czarne włosy. Ludek po prawej stronie był trochę niższy od poprzedniego i miał długie, brązowe włosy. Ludek po środku był najniższy i miał dwa warkocze.
-To jesteś ty tato. - wskazała na najwyższego. - To jest mama. - wskazała na tego po prawej stronie. - A to ja!. - pisnęła, wskazując na tego pośrodku.
-Mama na pewno się ucieszy jak to zobaczy. - posłałem w stronę mojej córki uśmiech i odłożyłem obrazek na bok.
~~~~~~~~~
Spojrzałem nerwowo na zegarek. Była już dwudziesta druga, a po Karolinie ani śladu. -Tatusiu poczytasz mi na dobranoc? - zapytała się mnie córka.
-Jasne. - wstałem z kanapy i wziąłem ją na ręce.
Zaniosłem ją do pokoju by mogła wybrać sobie książkę. Mała podała mi "Śpiącą Królewnę". Położyłem ją do łóżka, a sam przysiadłem na bujanym fotelu.
-Za siedmioma górami, za siedmioma lasami leżało zamożne królestwo.
~~~~~~~~~
-Wszyscy przyjęli słowa króla z radością. Wkrótce całe królestwo świętowało ślub Róży i Artura, a młoda para żyła długo i szczęśliwie jak to tylko w bajkach bywa. - zakończyłem i zamknąłem książkę. Sarah już zasnęła więc na paluszkach podszedłem do regału i odłożyłem książkę. Nim wyszedłem pocałowałem małą w czoło. Zszedłem na dół i włączyłem sobie telewizję. Potrzebowałem czymś zająć myśli.
~~~~~~~~~
Obudził mnie dzwoniący telefon. Przetarłem twarz i sięgnąłem po komórkę. -Halo? - powiedziałem zaspany.
-Zayn zdarzył się okropny wypadek! Musisz natychmiast przyjechać do szpitala! - płakała Perrie.
Natychmiast się rozbudziłem.
-Zaraz będą. - rozłączyłem się.
Pobiegłem na górę i przebrałem się jak najszybciej.
-Tatusiu co ty robisz? - spytała mnie Sarah, która właśnie wkroczyła do pokoju.
Cholera pewno ją obudziłem jak trzasnąłem szufladą.
-Muszę pojechać na chwilkę do szpitala. Załóż jakąś bluzę i pójdziesz na chwilkę do wujków z trzeciego piętra dobrze?
-Dobrze! - wykrzyknęła uradowana i szybciutko spełniła moje polecenie.
Po chwili pędziłem schodami z córkę na rękach na trzecie piętro. Gdy stałem pod dębowymi drzwiami pukałem zawzięcie, co chwilę poprawiając bluzę małej.
-W czym mogę panu pomóc? - zapytała dziewczyna, która mi otworzyła.
Miała długie, brązowe włosy i była bardzo szczupła.
-Eleanor kto przyszedł? - usłyszeliśmy i po chwili Louis stał obok dziewczyny.
-Cześć Lou. Zajmiesz się na chwilkę Sarah?
-Nie ma sprawy. - uśmiechnął się i wziął ode mnie dziewczynkę.
Podziękowałem i pobiegłem do samochodu.
~~~~~~~~~
Gdy tylko przekroczyłem próg szpitala dopadła mnie Perrie. -Zayn ja przepraszam. - płakała na moim ramieniu.
-Ale za co?
-Bo Karolina chciała poćwiczyć i ja pojechałam z nią. - chlipała. - Było późno, a ona dalej chciała ćwiczyć i ja głupia się zgodziłam. Dobrze jej szło ale wybiegła sarenka na ulicę i się wystraszyłyśmy i uderzyłyśmy o drzewo.
-Czekaj my?
-Tak ja i Karolina. ja mam kilka siniaków i zadrapań, a Karolina jest w śpiączce.
-Pezz to nie twoja wina. Nie wiedziałaś jak to się potoczy. - zacząłem pocieszać blondynkę.
Gdy Pers się trochę uspokoiła usiedliśmy na krześle w poczekalni.
-Pan Malik? - zwrócił się do mnie jeden z lekarzy.
-Tak to ja.
-Zapraszam do gabinetu.
Przez te wszystkie lata, w których działo się tyle zła wiedziałem, że "zapraszam do gabinetu" nie oznacza nic dobrego.
~~~~~~~~~
-Tatusiu kiedy wróci do nas mamusia? - zapytała mnie pewnego dnia Sarah. -Wiesz Sarah, że mamusia jest teraz w bardzo ciężkim stanie i nie może tak po prostu do nas wrócić.
-Ale ja już chcę ją przytulić.
-Ja też ale na razie musimy być silni i poradzić sobie we dwójkę.
-Tatusiu?
-Tak?
-Mama dalej mnie kocha prawda? - zapytała takim cienkim głosikiem.
-Tak złotko. - przyciągnąłem dziewczynkę do mocnego uścisku i pocałowałem w czubek głowy.
~~~~~~~~~
-Zrobiłbym wszystko byleby Karolina znów była tutaj. - szepnąłem do siebie. -Wszystko? - rozległo się echo w mojej sypialni.
Przestraszyłem się. Co to miało znaczyć? Chciałem wybiec na korytarz ale przeszkodził mi w tym ogień, które nagle się przy niech znalazł. Z płomieni zaczął wyłaniać się mężczyzna. Wyglądał na czterdziestolatka. Miał szare włosy zaczesane do tyłu i ledwo widoczny zarost. Ubrany był w czarny, dopasowany garnitur.
-Kim jesteś? - zapytałem będąc w szoku.
-Ale ze mnie gapa! - zaśmiał się. - Zapomniałem się przedstawić. Jestem Lucyferem. - wyciągnął w moim kierunku dłoń.
Niepewnie ją ująłem ale natychmiast odskoczyłem. Była gorąca. Lucyfer jedynie się zaśmiał i zmierzył mnie wzrokiem.
-A więc zrobisz wszystko byleby twoja dziewczyna znów tu była? - upewnił się.
-Tak.
-To w takim razie mam dla ciebie ofertę nie do odrzucenia. - uśmiechnął się i wyciągnął jakiś pergamin z wewnętrznej kieszeni marynarki.
Rozwinął pergamin i uśmiechnął się szerzej.
-Uratuję twoją dziewczynę o ile sprzedasz mi swoją duszę. - rzekł.
Nie byłem przekonany co to tego pomysłu ale dla Karoliny zrobię wszystko. Sięgnąłem po długopis i złożyłem podpis na samym dole pergaminu.
-Bardzo ładnie. - odparł Lucyfer i zwinął pergamin. - Do zobaczenia wkrótce Zayn. - puścił mi oczko i po chwili zniknął. Razem z nim zniknęły także płomienie.
-Tatusiu z kim rozmawiałeś? - zapytała mnie Sarah, która weszła do pokoju.
-Z nikim kochanie.
~~~~~~~~~
-Zdarzył się prawdziwy cud! Pani Karolina się obudziła i jest w bardzo dobrym stanie. Sądzę, że nie ma sensu dłużej jej tu trzymać. Zrobimy potrzebne badania i wypuścimy ją do domu. - powiedział mi lekarz, doglądający mojej ukochanej. -A czy Sarah może zobaczyć mamę? Bardzo się za nią stęskniła.
-Oczywiście.
Złapałem małą za rękę i wszedłem do sali, w której leżała Karolina.
-Mamusia! - krzyknęła dziewczynka i pobiegła się przytulić.
-Cześć skarbie. - uśmiechnęła się do niej dziewczyna. - Dobrze ci było z tatą?
-Tak ale stęskniłam się za tobą.
Przez cały czas Karolina unikała mojego wzroku.
-Stało się coś? - zapytałem.
-Zayn ja cię przepraszam ale wtedy miałeś rację. Nie powinnam tego robić. - szepnęła.
-Nie jestem zły. W końcu skąd mogłaś wiedzieć, że tak się to potoczy. - cmoknąłem ją w usta.
~~~~~~~~~
Gdy wybiła północ, zszedłem na paluszkach do salonu. Rozejrzałem się po pokoju. To dziś. Dziś zejdę z tego świata. Zniknę z powierzchni ziemi. Czekałem na Lucyfera. Bałem się bardzo tego co się wydarzy ale muszę ponieść konsekwencję swojego wyboru. Tym razem zamiast zapachu spalenizny poczułem zapach morskiej bryzy. Czyżby diabeł próbował mnie zmylić? Tym razem w pokoju pojawił się inny mężczyzna. Miał rude włosy i zielone oczy. Ubrany był w biały garnitur. -Ty jesteś tym kto sprzedał duszę diabłu? - zapytał.
-Tak to ja.
-Nie musisz się mnie obawiać. Jestem aniołem. Bóg był bardzo zadowolony z twojej postawy. Pokazałeś, że miłość jest dla ciebie najważniejsza. W ramach podziękować chcieliśmy ci coś ofiarować. - powiedział i podał mi malutkie pudełeczko.
Niepewnie je otworzyłem. W środku znajdował się naszyjnik z napisem "Carpe Diem".
-Aniele co ma oznaczać ten prezent?
-Daj ten naszyjnik swojej córce. - nakazał i zniknął.
~~~~~~~~~
-Ogłaszam was mężem i żoną. Możecie się pocałować. - skończył ksiądz, a ja przyciągnąłem moją ukochaną do pocałunku. Później wszystko działo się bardzo szybko. Każdy składał nam życzenia, pojechaliśmy do wynajętego hotelu i tańczyliśmy całą noc. Była już pierwsza gdy usiadłem by na chwilę odpocząć. Zaraz przybiegła do mnie Sarah i wskoczyła na moje kolana.
-Tatusiu co oznacza ten naszyjnik? - spytała mnie mała, trzymając w rączkach srebrny napis.
-Carpe diem oznacza chwytaj dzień.
-A skąd go masz tatusiu?
-To długa historia. Ktoś tam na górze chciał byś nosiła go po wsze czasy. - przytuliłem moją córkę mocno do siebie.